Fala zwolnień dopiero przed nami

Epidemia COVID-19 sprawiła, że ten rok okazał się niezwykle trudny i dziwny. Pewne branże były otwierane tylko po to, by za chwilę ogłosić ich zamknięcie. Większość firm dopadły już konsekwencje obostrzeń. Sklepy w galeriach handlowych, hotele, restauracje, kawiarnie, siłownie, kina, teatry, filharmonie, artyści, realizatorzy dźwięku, kluby i dyskoteki – wszyscy już mocno odczuli skutki zamykania kolejnych branż w gospodarce. Fala zwolnień dopiero przed nami.

Przyszły rok będzie trudny dla gospodarki

Rok 2021 może przypominać odbijanie się od dna. Z tak dużym kryzysem gospodarczym nie mieliśmy do czynienia od czasów II wojny światowej. Nie ma kraju, którego nie dotknęłaby epidemia COVID-19. Nie ma też branży, która by nie ucierpiała w perspektywie długofalowej. Dlaczego tak się dzieje?

Niektóre działające branże upadają z powodu zamrożenia innych

Gospodarka stanowi zestaw naczyń połączonych.  Choć pralnie nigdy nie zostały zamknięte podczas epidemii COVID-19, to wielu z nich grozi bankructwo. To wina obostrzeń wprowadzonych dla restauracji i hoteli. To właśnie one najczęściej zlecały pranie pościeli czy obrusów. Klient indywidualny nie wystarczy, by zapewnić pracę wszystkim pralniom, zwłaszcza że odkąd pracujemy w domach, nie ma żadnych imprez, to my też nie mamy potrzeby zanoszenia garniturów czy sukien do tego typu punktów usługowych.

Skutki kryzysu gospodarczego odczuje każdy

Na razie całkiem dobrze ma się branża farmaceutyczna. Sklepy internetowe i firmy kurierskie generują większe zyski niż do tej pory. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ta dobra koniunktura niebawem się skończy. Fala zwolnień dopiero przed nami. Na razie firmy korzystają z oszczędności i kredytów hipotecznych, aby utrzymać się na rynku i wypłacać postojowe. Jednak pieniądze za chwilę się skończą, a nic nie zapowiada końca obostrzeń. W praktyce przyczyni się to do wzrostu bezrobocia. Ludzie stracą siłę nabywczą i przestaną kupować suplementy na odporność, zrezygnują też z zamawiania butów ze sklepów internetowych. Zaczną koncentrować się jedynie na tym, co zapewni im przeżycie.

Gdy sytuacja gospodarcza jest ciężka, tracą na tym też producenci żywności ze średniej i wyższej półki cenowej. Najtańszy chleb czy mleko zawsze znajdzie nabywcę. Jednak ten droższy o 50 groszy już niekoniecznie.

Czekają nas podwyżki podatków

Choć rząd oferuje wsparcie, to nie jest ono skierowane do wszystkich i stanowi tylko kroplę w morzu potrzeb. Pieniądze na tarczę antykryzysową pochodzą z kredytów, które będziemy musieli z czasem spłacać, a to oznacza wzrost podatków i danin na rzecz państwa. To z kolei skłoni część pracodawców do zamknięcia działalności lub chociażby redukcji zatrudnienia.

Zamykanie sklepów w galeriach handlowych

Galerie handlowe uchodziły za mocnych graczy na rynku. Przed wybuchem pandemii świetnie prosperowały, Polacy chętnie spędzali w nich czas, robiąc zakupy. Niestety, ich ciągłe zamykanie przyczyniło się już do zamknięcia niektórych sklepów. Jest to o tyle niepokojące, że chodzi o popularne, międzynarodowe sieciówki, które z trudem sobie radzą na obecnym rynku.  Skoro duzi gracze redukują zatrudnienie, bo sklepy w galeriach nie redukują zysków, to co zrobią mniejsi przedsiębiorcy, którzy nie dysponują takim kapitałem? Prawdopodobnie ogłoszą bankructwo.

Na zamykaniu stoków skorzystają nasi sąsiedzi

O ile niektóre obostrzenia są konieczne, o tyle część gałęzi gospodarki można by odmrozić. Plan walki z pandemią przypomina dziurawe wiadro. Gdy w Polsce zamyka się stoki, które nie stanowią większego zagrożenia, bo uprawia się na nich sport na świeżym powietrzu, Słowacja i Austria zaprasza narciarzy do siebie. Ruch graniczny nie został ograniczony w żaden sposób. Wciąż można wyjeżdżać za granicę na wycieczki, co jest bardziej niebezpieczne od otwarcia stoków w kraju. Polska branża turystyczna cierpi z powodu zamknięcia, ale zagraniczna zarabia na Polakach, którym nie grozi kwarantanna po powrocie do kraju. Jest to o tyle niepokojące, że pojawiła się bardziej zaraźliwa mutacja COVID-19. Nie odrobiliśmy lekcji z marca tego roku, gdy trzeba było zamykać granice, zanim koronawirus dotarł do Polski. Gdyby cała Europa wstrzymała ruch lotniczy z Azją pod koniec grudnia, dziś żylibyśmy normalnie bez obaw o jutro.

Irracjonalne zamykanie bezpiecznych gałęzi gospodarki

Zamykanie galerii handlowych to kolejny niezbyt rozważny krok. One nikomu nie zagrażają, jeśli stosuje się do zasad sanitarnych, czyli prawidłowo nosi maseczkę i myje lub dezynfekuje ręce. W sklepach obowiązywały limity klientów, przez co nie było zbyt tłoczno. W czasie, gdy nie działają galerie handlowe, kasyna są czynne, a przecież nie dają takiego zatrudnienia jak sklepy odzieżowe czy obuwnicze. Na dodatek stwarzają ogromne zagrożenie. Pobyt w kasynie niczym nie różni się od imprezowania w pubie. Niestety, obostrzenia nie zawsze są sensowne i nierzadko rujnują dość mocno nadszarpniętą gospodarkę.

Jak znaleźć złoty środek w walce z epidemią?

Racjonalnym rozwiązaniem wydaje się zamykanie tych branż, które niosą ze sobą większe zagrożenie, a pozostawienie możliwości zarobkowania pozostałym. Wówczas wpływy z podatków pozwoliłyby na wsparcie tych gałęzi, które musiały zostać zamrożone. Np. galerie handlowe i stoki działające w ścisłym reżimie sanitarnym mogłyby utrzymywać polską gastronomię czy branżę eventową. Racjonalna wydaje się kontynuacja nauczania zdalnego, gdyż szkoły nie generują PKB, a ich otwarcie z pewnością przyczyni się do kolejnej fali zachorowań, a co za tym idzie ponownego zamrażania gospodarki.