uzależnienie od samorozwoju
Julia Taubitz z Unsplash

Warsztaty z samorozwoju stały się ostatnio bardzo modne. Chętnie też korzystamy z usług coachów, ponieważ te wydają się mniej stygmatyzujące od psychoterapii. Czasem jednak popadamy w uzależnienie behawioralne. Zapisujemy się na kolejne warsztaty, spędzamy na nich każdy wolny weekend, ale nasze życie wciąż stoi w miejscu. Nic nie ulega poprawie. W naszym artykule przyglądamy się, z czego wynika uzależnienie od samorozwoju.

Spis treści:

  1. Kiedy warsztaty z samorozwoju są niewystarczające?
  2. Tkwienie w toksycznych relacjach z powodu współuzależnienia
  3. Uzależnienie od samorozwoju, czyli poszukiwanie magicznej różdżki
  4. Lęk przed zmianą a zasady wpojone przez rodziców
  5. Lęk przed odpowiedzialnością

Kiedy warsztaty z samorozwoju są niewystarczające?

Niektóre osoby uczęszczają na warsztaty z samorozwoju i chłoną wiedzę. Niestety, nie wcielają jej w praktykę, dlatego też ich życie stoi w martwym punkcie. Np. kobieta, która pada regularnie ofiarą przemocy ze strony męża, nie korzysta z przydatnych wskazówek. Wychodzi bowiem z założenia, że te nic nie dadzą. Jej sytuacja jest tak trudna, że nie da się po prostu wyprowadzić od sprawcy przemocy. Poza tym ma dzieci, którym nie może zabierać ojca i skazywać ich na pogorszenie sytuacji materialnej. Tak naprawdę ofiara przemocy szuka wymówek, by nie zmienić swojego życia. Boi się reakcji otoczenia i samotności. W jej przypadku warsztaty z samorozwoju czy coaching powinny zostać zastąpione psychoterapią, aby dotrzeć do źródła problemu i wyjaśnić, dlaczego ta kobieta pozwala innym na to, aby ją bili i lekceważyli.

Tkwienie w toksycznych relacjach z powodu współuzależnienia

Tkwienie w toksycznych relacjach to nie tylko domena kobiet padających ofiarą przemocy. Niektóre panie zdają się nie dostrzegać, że ich relacja daleka jest od zdrowej. Mąż, który pozostaje odległy emocjonalnie, uprawia bierną formę agresji. Związek z kimś takim praktycznie nie istnieje. Na warsztatach dowiadują się, dlaczego jest dysfunkcyjny i stanowi problem. Niestety, nie zawsze zdobyta wiedza przekłada się na działanie. Wiele osób powstrzymuje bowiem strach przed zmianą. Zakładają one, że obecna sytuacja nie jest korzystna, ale przynajmniej wiemy, z czym się je. Łatwiej nam zatem w niej funkcjonować. Toksyczne związki często charakteryzują się współuzależnieniem. Bardzo często zachodzi tutaj także koluzja. Nasz ojciec nas lekceważył, więc wybieramy niedostępnego emocjonalnie partnera, by tym razem udowodnić światu, że zdobędziemy jego miłość.

Uzależnienie od samorozwoju, czyli poszukiwanie magicznej różdżki

Uzależnienie od samorozwoju często wynika ze sprzecznych sił, które kierują naszym życiem. Z jednej strony czujemy potrzebę zmiany. Wiemy, że obecna sytuacja nie jest dla nikogo dobra. Nie rozwijamy się w pracy zawodowej, ta nas coraz bardziej frustruje. Z drugiej strony zaspokaja nasze oczekiwania finansowe. Zapewnia poczucie bezpieczeństwa i stabilność. Uzależnienie od samorozwoju ma nam wskazać trzecią ścieżkę, która zapewni nam bezpieczeństwo i dobre zarobki, a jednocześnie zaoferuje pracę marzeń. Niestety, w życiu nie ma tak dobrze. Aby wypić szampana, należy zaryzykować.

Lęk przed zmianą a zasady wpojone przez rodziców

Także zasady wpojone przez otoczenie mogą nas paraliżować i generować lęk przed zmianą. Np. mama nauczyła nas, że nie wolno rzucać pracy. W końcu potrzebujemy pieniędzy, aby się utrzymać, a nic lepszego nie maluje się na horyzoncie. Jednak nikt nie każe nam skakać na głęboką wodę. Możemy zawsze poszukać lepszej pracy, wykonując obecne obowiązki zawodowe.  Jednak pozwoliłyśmy sobie wmówić, że ze sprawdzonej pracy nie należy rezygnować, nawet jeśli ta nie zaspokaja naszych aspiracji zawodowych.

Lęk przed odpowiedzialnością

Uzależnienie od samorozwoju często wynika z tego, iż szukamy kogoś, kto magicznie odmieni nasze życie, kto udzieli nam jasnych porad i podejmie za nas decyzje. Sami nie chcemy tego robić, bo boimy się odpowiedzialności.  Natomiast potrzebujemy kogoś, kto wysłucha naszego użalania się nad sobą. Np. na każdym spotkaniu z coachem podkreślamy, jak praca przedstawiciela medycznego podcina nam skrzydła. Nie lubimy jej za to, że nie wytycza nam żadnych wyższych celów. Chcielibyśmy robić coś z poczuciem misji. Tymczasem nie robimy nic, by znaleźć zajęcie, które spełnia nasze oczekiwania. Wolimy, aby ktoś tego dokonał za nas.